- Panie Wiesławie - Salwanicki lubił zawsze jasne sytuacje - to ja nawymyślałem temu człowiekowi.
Oddzwoniłem na wyświetlony numer.
- Wujku Zygmuncie,to ja pożyczyłam telefon od tego pana,nie gniewaj się na mnie - dziewczynka zarzuciła mu ręce na szyję
- no już dobrze,niech pan przeprosi tego człowieka ode mnie.
- dobrze panie prezesie,postaram się to jakoś załatwić,chociaż już nic z tego nie rozumiem.
- ma pan u mnie dobrą kawę panie Wiesławie i kolega również,jak pan wpadnie,to wszystko się wyjaśni.
- ale z koniakiem panie prezesie.
- naturalnie,a teraz już idziemy,zrobiło się późno.
Przypatrujący się temu Antoni niechętnie wziął kilka reklamówek,zawierający cały dobytek gości prezesa,za nim podążał pan Zygmunt z małą Kasią,która ani na chwilę nie wypuściła jego ręki,druga trochę starsza dziewczynka i zmieszana,bezradna kobieta.
- jedziemy do ciebie Wujku?Naprawdę?Jesteśmy strasznie głodni i mama jest chora.Nie kazała mi do ciebie dzwonić,ale podbiegłam do tego pana i pożyczyłam telefon,już nie mogłam dłużej wytrzymać,wyrzucili nas z domu,a ty jesteś taki dobry,zapłaciłeś za mnie wycieczkę i obiady,pamiętasz, wtedy,kiedy pojechałeś z nami na tą wycieczkę,i na karuzelach z nami jeździłeś,pamiętasz tą kolejkę co zjeżdżała do wody,a te miasteczko wodne z tymi gorylami,jak prawdziwe....- prezes przestał rozumieć dalszy potok słów,przypatrywał się wpatrzonej w niego tymi dużymi,zielonymi oczkami,krótko obstrzyżonej,szczuplutkiej,o chłopięcej budowie dziewczynce.
I właśnie dostrzegł a może właściwie chciał dostrzec swojego synka.Przez chwilę wydawało mu się,
że to z nim idzie za rękę..Głos - a może mu się tylko zdawało - też był identyczny.
- ale Wujku , ty mnie w ogóle nie słuchasz,masz dziwne,nieprzytomne oczy,co ci jest?
Oddzwoniłem na wyświetlony numer.
- Wujku Zygmuncie,to ja pożyczyłam telefon od tego pana,nie gniewaj się na mnie - dziewczynka zarzuciła mu ręce na szyję
- no już dobrze,niech pan przeprosi tego człowieka ode mnie.
- dobrze panie prezesie,postaram się to jakoś załatwić,chociaż już nic z tego nie rozumiem.
- ma pan u mnie dobrą kawę panie Wiesławie i kolega również,jak pan wpadnie,to wszystko się wyjaśni.
- ale z koniakiem panie prezesie.
- naturalnie,a teraz już idziemy,zrobiło się późno.
Przypatrujący się temu Antoni niechętnie wziął kilka reklamówek,zawierający cały dobytek gości prezesa,za nim podążał pan Zygmunt z małą Kasią,która ani na chwilę nie wypuściła jego ręki,druga trochę starsza dziewczynka i zmieszana,bezradna kobieta.
- jedziemy do ciebie Wujku?Naprawdę?Jesteśmy strasznie głodni i mama jest chora.Nie kazała mi do ciebie dzwonić,ale podbiegłam do tego pana i pożyczyłam telefon,już nie mogłam dłużej wytrzymać,wyrzucili nas z domu,a ty jesteś taki dobry,zapłaciłeś za mnie wycieczkę i obiady,pamiętasz, wtedy,kiedy pojechałeś z nami na tą wycieczkę,i na karuzelach z nami jeździłeś,pamiętasz tą kolejkę co zjeżdżała do wody,a te miasteczko wodne z tymi gorylami,jak prawdziwe....- prezes przestał rozumieć dalszy potok słów,przypatrywał się wpatrzonej w niego tymi dużymi,zielonymi oczkami,krótko obstrzyżonej,szczuplutkiej,o chłopięcej budowie dziewczynce.
I właśnie dostrzegł a może właściwie chciał dostrzec swojego synka.Przez chwilę wydawało mu się,
że to z nim idzie za rękę..Głos - a może mu się tylko zdawało - też był identyczny.
- ale Wujku , ty mnie w ogóle nie słuchasz,masz dziwne,nieprzytomne oczy,co ci jest?